Przez wiele lat karmiłam moje myśli przekonaniem, że turystyka górska to dla mnie już przeszłość. Skomplikowany uraz kolana, a później dotkliwe zwichnięcie stopy dawało mi wystarczające alibi. Przy dłuższym wysiłku przecież boli i puchnie. Tak wtedy myślałam. Jednak, gdy zaczęłam dwa lata temu regularnie chodzić na siłownie okazało się, że z miesiąca na miesiąc moja kondycja i sprawność ruchowa poprawiają się.

Metodą małych kroków zaczęłam mierzyć się z moim możliwościami. W pierwszej kolejności wybrałam wejście na Szyndzielnię z noclegiem w schronisku, aby zregenerować siły i następnego dnia udać się w drogę powrotną. Okazało się, że sił wystarczyło jeszcze na dodatkowe, wcześniej nie planowane wejście na Klimczok, a dopiero potem powrót do domu. Później poszłam już za ciosem. Weszłam na Czantorię, dotarłam do Morskiego Oka.

Dzisiaj zorganizowałam kolejną wycieczkę pieszą tym razem na Skrzyczne. Pogoda była wręcz idealna, bez upałów i z doskonałą widocznością. Na szklaku spotkałam wiele rodzin z dziećmi oraz osoby starsze. Byłam świadkiem walki kobiety z samą sobą, jej zmęczeniem i zapalczywym dążeniem do osiągnięcia postawionego sobie celu. Pomyślałam, że czasem nie jest łatwo, ale to, że podejmujemy walkę z sobą i swoimi słabościami najbardziej się liczy w tym wszystkim.

Dla mnie dzisiejsza rodzinna wycieczka znaczy bardzo wiele. Pozwala rozwijać moje hobby, kształtuje kondycje, sprawia, że zdrowo z mężem i córką spędzam czas wolny czerpiąc z tego siłę i zadowolenie. Ja sama przeszłam długą, osobistą drogę od koncentracji na ograniczeniach do skupienia się na możliwościach.