Do tej pory tak po drodze wpadałam na godzinkę, dwie do Poznania, by na szybko wypić kawę pospacerować po starym mieście i ruszyć w dalszą drogę. Tym razem postanowiłam w stolicy Wielkopolski spędzić weekend i nacieszyć się podwójnym świętem: niepodległości oraz imienin świętego Marcina.

W tym celu zarezerwowałam nocleg niedaleko starego miasta. Wieczorem wybrałam się na spacer, aby zobaczyć jak wygląda miasto pod osłoną nocy. Większość  kawiarni, restauracji czy pubów była otwarta, podobnie jak w innych turystycznych miejscowościach.  Prawie wszędzie można było kupić tradycyjne rogale a reklamy na witrynach  zapewniały, że te poznańskie przysmaki będzie można również nabyć w dniu 11 listopada.

W następnym dniu zaraz po śniadaniu ruszyliśmy na ulice Świętego Marcina, gdzie ustawione zostały liczne stoiska z regionalnymi rogalami  certyfikowanym przez UE. Ja zdecydowałam się na zakup tych przysmaków na stoisku Caritas, ponieważ pieniądze ze sprzedaży wspomogą organizacje wigilii dla potrzebujących. Będąc przy temacie rogali świętomarcińskich należy wspomnieć o tym, że zawsze mają  kształt półksiężyca czy podkowy. Są wykonane z wielu warstw ciasta półfrancuskiego, nadziewane masą z białego maku i bakali. Posmarowane są lukrem i posypane posiekanymi orzechami. Smakują wybornie, ale są typową bombą kaloryczną. Ten fakt nie ma większego znaczenia, bo jak tu nie zjeść rogala w Poznaniu i to jeszcze w dniu imienin Świętego Marcina?

Oprócz tradycyjnych świętomarcińskich rogali jak okiem sięgnąć reklamowana jest gęsina jako specjał tego regionu. Na starym rynku odbywały się prezentacje kulinarne pod tytułem „Gęsina na imieninach”. Jak okiem sięgnąć wszędzie można było zobaczyć stragany z pamiątkami, a na nich charakterystyczne dla miasta koziołki w postaci wisiorków, breloków, pluszaków czy lizaków i pierników.

Wyjechałam z Poznania  usatysfakcjonowana, że poświęciłam zdecydowanie więcej czasu, aby poznać klimat tego miasta zarówno w dzień jak i w nocy. To był ciekawie spędzony czas.